Już końcówka stycznia, a ja obiecałam sobie, że napiszę podsumowanie roku 2019 w pierwszym tygodniu Nowego Roku. Myślę jednak, że zmiany, które nastąpiły w moim życiu przez ostatnie 12 miesięcy – w jakiś sposób mnie usprawiedliwiają 🙂
Rok 2018 był dla mnie spektakularny, jeśli można to tak nazwać. Wydarzyło się w nim bardzo wiele rzeczy, które rzutują na teraźniejszość. 2019 to natomiast rok, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyłam. Może nie wydarzyło się w nim aż tak dużo jak w poprzednim, ale na pewno wzbudził ogromne emocje.
Styczeń i luty 2019
Styczeń i luty nie należały do najciekawszych. Prawie całe dwa miesiące spędziłam w szpitalu. Z powodu cholestazy ciążowej okazało się, że muszę być pod stałym nadzorem. Drapałam się do krwi, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Byłam wykończona fizycznie i psychicznie. Uwierz mi. Coś co wydaje się błahostką i zwykłą swędzącą skórą – potrafi całkowicie uprzykrzyć życie. Wyobraź sobie, że czujesz, że swędzi Cię ręka. Nie możesz się przez to na niczym skupić. Próbujesz się podrapać, ale to w ogóle nie przynosi ulgi. Robisz to coraz mocniej, aż zaczyna sączyć się krew. Czujesz ból i pieczenie, a skóra swędzi dalej. Rany nie zdążą się zagoić a Ty nie możesz powstrzymać drapania się po nich. Skóra robi się sucha jak wiór, sypie się pod paznokciami. Wygląda brzydko.
Gdy dostawałam „ataku” wpadałam w panikę i wybuchałam płaczem. Drapałam się wtedy jak opętana. Rafał musiał łapać mnie za ręce i próbował masować, byle bym tylko nie rozdrapywała ran. Gdy już było w miarę w porządku i udało mi się spokojnie wziąć prysznic – nadchodził kryzys. Oszukiwałam sama siebie, że już nie będę się drapać, bo i tak nie przestanie mnie swędzieć… więc nie robiłam tego paznokciami tylko ręcznikiem. Efekt był ten sam. Leki prawie nie pomagały. Przynosiły ulgę na parę chwil. Położona próbowała smarować mi brzuch różnymi specyfikami. Wymyślała jakieś czynności, żeby tylko zająć mi czymś ręce i myśli.
Nie będę się jednak rozwodzić, bo wiem, że nie każdego ten temat interesuje. Z pewnością napiszę o cholestazie osobny post, bo jestem pewna, że dla wielu kobiet może być pomocny. Ja nie miałam dostępu do takich informacji.
Marzec 2019
W marcu urodził się Julek. Moje życie wywróciło się do góry nogami. Poznałam nowy wymiar miłości, nauczyłam się całkowicie inaczej funkcjonować. Na ten temat napisałam już wpis. Tutaj możesz go przeczytać.
Kwiecień 2019
W kwietniu wróciłam na pełnych obrotach do pracy. Oczywiście pracy nie porzuciłam nawet na chwile, bo pracowałam również w szpitalu przed porodem, ale nie tak intensywnie. Kwiecień przyniósł mi wartościowych Klientów oraz ciekawe doświadczenie. To był czas, kiedy Julian bardzo dużo sypiał w ciągu dnia, więc można było działać.
Maj 2019
Podobnie wyglądał maj. Z tym, że szykowaliśmy się również do przeprowadzki, do naszego pierwszego mieszkania. Trzeba było w nim zrobić remont, przez co wszystko odwlekało się w czasie. Julek dostawał strasznych kolek i bardzo dużo płakał wieczorami. Byliśmy wykończeni, a zleceń wciąż przybywało. Powoli przestawaliśmy wyrabiać się w czasie…
Czerwiec 2019
Czerwiec przyniósł nowe nadzieje. Przeprowadziliśmy się do naszego pierwszego mieszkania, Julkowi przeszły kolki jak ręką odjął (praktycznie następnego dnia po przeprowadzce – wraz ze skończeniem 3 miesięcy). Nasze podróżnicze dusze nie pozwoliły nam na długo siedzieć w miejscu i wybraliśmy się w pierwszą „małą podróż” samochodem do Sopotu – z okazji urodzin Rafała. Julek przespał prawie całą drogę. Morskie powietrze było dla wymęczonych ciał ukojeniem. Sopot pchnął nas do dalszych miejsc. Niedługo po powrocie zarezerwowaliśmy wyjazd do Rzymu.
Lipiec i sierpień 2019
Lipiec oraz sierpień spędziliśmy w domu. Pracowaliśmy tak intensywnie, jak nigdy dotąd. Firma nabrała skrzydeł a do nas dotarło, że marketing prawniczy to na pewno to, czym powinniśmy się teraz zajmować.
Wrzesień 2019
We wrześniu zorganizowaliśmy Julkowi chrzciny. Myślę, że była to taka uroczystość, która zostanie wszystkim na długo w pamięci. Jeśli miałabym użyć jednego słowa, które opisałoby tamten dzień – z pewnością byłoby to słowo „oryginalnie”. Tego dnia odbywały się w naszej parafii dożynki. To bardzo ważne święto dla miejscowych, więc możecie sobie wyobrazić jego skalę. Julian był jedyną chrzczoną osobą, więc był całkowicie w centrum uwagi. Przygrywała nam prawdziwa włoska kapela. Usłyszałam jedną z najpiękniejszych piosenek w swoim życiu – dedykowaną tylko dla mnie. Była to włoska piosenka dla mamy, nie mająca nic wspólnego z Kościołem, ale łza zakręciła się w oku nie tylko mi. Wiele bym dała, by sobie przypomnieć choćby kawałek melodii.
Pod koniec września udaliśmy się do Krakowa. Pierwszy raz spędziłam tyle dni „sam na sam” z Julkiem. Zawsze jesteśmy w trójkę. Było to dla nas nowością, a jednocześnie wyjątkowym doświadczeniem. Relacja mamy z dzieckiem to coś, czego nie da się opisać słowami.
Październik 2019
W październiku polecieliśmy do Rzymu – w pierwszą prawdziwą podróż Julka – samolotem. Jego spokój podczas lotu i radość, jaką zobaczyliśmy, gdy już byliśmy we Włoszech – sprawiła, że postanowiliśmy podróżować znacznie częściej. Ten błysk w oczach dziecka powoduje, że rodzic pragnie zrobić wszystko, by tylko nie zniknął.
Listopad 2019
W listopadzie pierwszy raz od kilku lat spędziłam urodziny w domu. Nie żałuję. Przyjaciele przygotowali dla mnie wspaniałe przyjęcie-niespodziankę. Pierwsza taka niespodzianka w moim życiu!
Pod koniec miesiąca wybraliśmy się do francuskiego Lyon wraz z moją siostrą i jej chłopakiem. Pogoda była dosyć kiepska, ale Lyon przekonało nas, że nie zawsze jako cel trzeba wybierać stolice państw. Inne miasta również warte są odwiedzenia. Chociaż przyznam Wam szczerze, że akurat Paryż skradł moje serce na zawsze. Może dlatego, że byliśmy tam w podróży poślubnej i z tym mi się kojarzy… kto wie?
Grudzień 2019
W grudniu odwiedziliśmy naszą ukochaną Barcelonę. Postanowiliśmy, że zrobimy wszystko co w naszej mocy, by wkrótce się tak przeprowadzić. Pogoda, jaką zastaliśmy pod koniec grudnia – to jeden (nie jedyny!) z argumentów przemawiających za tą przeprowadzką. Mamy po prostu jakiś sentyment do Barcelony. Trudno to wyjaśnić.
Z Barcelony wróciliśmy o 1 w nocy – w dniu Wigilii, którą zresztą urządzaliśmy u siebie w domu. Wigilia była na 11 osób i mimo, że kosztowała nas wiele pracy, to było warto. Pierwsze Święta Julka uznaję za udane.
Rok pożegnaliśmy w domu, we trójkę.
Jak widzisz, rok 2019 został całkowicie zdominowany przez mojego syna. Jak by ktoś mi powiedział, że tak będzie wyglądało moje życie, to zaśmiałabym się w głos i bym w to nie uwierzyła.
Julek będzie dumny z tego, że ma takich wspaniałych młodych rodziców 🙂 Ależ on będzie miał z Wami wspaniałe życie…. Wy się postarajcie już o następne dzieciątko bo macie w sobie tyle miłości, tyle energii, że powinniście to przekazywać jak największej liczbie osób. Jesteście Młodzi, Cudowni, Wspaniali … podziwiam Was. Bardzo się cieszę, że miałam okazję Was kiedyś przez chwilę poznać. Wasi Rodzice muszą być z Was bardzo dumni.