Już grudzień? Nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Dopiero co rozpoczął się 2018, a niedługo będziemy go żegnać! Dzisiaj przychodzę do Was z moimi listopadowymi ulubieńcami.
Clinique moisture surge 72-hour auto-replenishing hydrator
Na pierwsze miejsce w kolekcji ulubieńcy miesiąca – listopad wysuwa się krem Clinique moisture surge 72-hour auto-replenishing hydrator. W jesienne dni moja skóra jest tak przesuszona, że czasami aż się sypie… Próbowałam już wiele sposobów na nawilżenie cery, ale żaden nie spełnił moich oczekiwań kompleksowo. Do tej pory korzystałam z kremu od Yves Rocher (który zresztą znalazł się kiedyś w moich ulubieńcach). Nadal uważam, że jest świetny, ale niestety kompletnie nie sprawdził mi się pod makijaż. Kremu Clinique mogę używać zarówno na dzień, jak i na noc. Doskonale pasuje pod podkład (nawet pod ELDW, a ten bywa kapryśny przy połączeniach z kremami i bazami)! Najbardziej lubię w nim tę lekką konsystencję żelu, która szybko się wchłania i pozostawia skórę nawilżoną, miękką oraz gładką. Inne kremy o takiej konsystencji – jakby wyparowywały z mojej twarzy.
W dodatku urzekł mnie piękny różowy kolor kremu! Niektórzy narzekają na jego zapach. Mi pachnie trochę „aptecznie”.
Too Faced Gingerbread Spice
Drugim z moich ulubieńców w kolekcji „ulubieńcy miesiąca – listopad” została paletka Too Faced Gingerbread Spice. Zacznę może od tego, że paleta znajduje się w solidnej, metalowej kasetce (dla mnie jest to bardzo ważne, bo dzięki temu mam pewność, że nie uszkodzę jej podczas podróży. Dodatkowym atutem (jeśli chodzi o wykonanie) jest spore lusterko, które umożliwia wykonanie szybkiego makijażu w praktycznie każdym miejscu.
Cienie przepięknie pachną! Może nie jest to zapach jakiego oczekiwalibyśmy po nazwie „Gingerbread”, bo piernika raczej nie przypomina, ale paletka pachnie równie obłędnie. Trochę jak praliny czekoladowe. Pigmentacja cieni jest naprawdę na najwyższym poziomie. Jedynym słabiej napigmentowanym odcieniem jest Frostbite me!, ale przypuszczam, że ma on po prostu pełnić rolę toppera (trochę jak odcień Calla z paletki od Miyo, stworzonej przy współpracy z beautyvtricks).
Cienie łatwo się blendują i nie osypują. Zastrzeżenia mam jedynie co do Spiced Rum, który przypomina sprasowany brokat i niesamowicie trzeba na niego uważać, żeby nie pobrudzić sobie nim twarzy.
Paleta Gingerbread Spice to paleta, którą wykonamy ciepłe makijaże – od odcieni pomarańczowych po róże do brązów. Z 18 cieni – połowa jest brokatowa, a druga matowa. Nadaje się więc zarówno do makijaży dziennych, jak i wieczorowych.
Smashbox Step-by-step contour kit
Do mojej kolekcji ulubieńcy miesiąca – listopad dołącza również paleta do konturowania Smashbox Step-by-step contour kit. W zestawie odnajdziemy kasetkę z lusterkiem, a w niej dwa odcienie brązu: jeden do konturowania, drugi służący za bronzer oraz rozświetlacz. Do zestawu dołączony został także pędzel. Zestaw do konturowania Smashbox Step-by-step contour kit występuje w dwóch wersjach kolorystycznych. Ja wybrałam jaśniejszy, ze względu na swoją bladą cerę i uważam, że do jasnych karnacji nadaje się idealnie. Wszystko super się blenduje i nie robi na buzi plam. Najmniej przepadam za rozświetlaczem, który przypomina mi bardziej zwykły puder z drobinkami niż rozświetlacz z prawdziwego zdarzenia.
Nivea Mix Me
W listopadzie polubiłam się z kremikami Nivea Mix Me. Kupiłam zestaw trzech malutkich, żeby sobie wypróbować i właśnie ta kompaktowość mnie urzekła. Wybieram jeden i wrzucam do kosmetyczki. Zazwyczaj służy mi jako balsam do ciała, bo moja twarz co do kremów jest wybredna. Konsystencja kremów jest przyjemna, a zapachy nienachalne. W opakowaniu odnaleźć można: I am the Berry Charming one, I am the Chilled Oasis one oraz I am the Happy Exotic one. Mi najbardziej do gustu przypadł ten ostatni, gdyż przywodzi mi na myśl wakacje. Próbowałam ze sobą mieszać równe warianty zapachowe, ale chyba wolę najbardziej podstawowe wersje.
Yves Rocher Mango Coriander Energizing Hand Cream
W kolekcji ulubieńcy miesiąca – listopad nie zabrakło Yves Rocher. Tym razem jest to energizujący krem do rąk mango & kolendra. Kremu używam już od bardzo dawna (tylko wcześniej o zapachu kokosa) i nie wiem dlaczego do tej pory nie znalazł się w ulubieńcach! To zdecydowanie najlepszy krem do rąk jaki miałam. Zawsze denerwuje mnie, gdy krem jest za tłusty albo długo się wchłania czy klei. Krem do rąk z Yves Rocher nie posiada ani jednej z tych wad! Konsystencja jest cudowna, masełkowa. Krem szybko przynosi ulgę suchym dłoniom i obłędnie pachnie. Wchłania się szybko, pozostawiając dłonie miękkie i gładkie. Nie trzeba ich smarować co 5 minut.
Lovely – liquid camouflage conceal & contour
Na liście ulubieńców listopada umieściłam korektor Lovely – liquid camouflage conceal & contour w odcieniu 01. Korektor nie dość, że dobrze kryje i nie wysusza skóry pod oczami – to jest mega tani. Kupić go można już za 14 zł. Jakość kosmetyku porównywalna jest do korektora z Tarte, który kosztuje jakieś 12 razy więcej (około 169 zł).
Olejek ISANA – kokos
Jeśli chodzi o te tańsze kosmetyki, to zakochałam się również w olejku do włosów z Rossmanna – ISANA KOKOS. Olejek zawiera olej kokosowy oraz z awokado. Sprawia, że włosy łatwiej się rozczesują, są miękkie i pięknie błyszczą. Zapach kokosa wygrywa przy tym wszystko! Codzienna pielęgnacja włosów staje się dzięki niemu jeszcze przyjemniejsza. Według producenta olejek ma 4 zastosowania. Ja wcieram go w wilgotne, umyte włosy, a następnie suszę suszarką. Próbowałam używać na suche, ale wydaje się, że włosy wtedy wyglądają na przetłuszczone.
Olejek jest bardzo wydajny! Wystarczą 2-3 porcje olejku, żeby osiągnąć pożądany efekt. Ja po kilku miesiącach stosowania zużyłam dopiero ¼ opakowania!
Paryż
Oprócz kosmetycznych nowości – w kolekcji „ulubieńcy miesiąca – listopad” znalazł się również Paryż! Byłam już w wielu miejscach na świecie, ale Paryż zdecydowanie skradł moje serce. Spędziłam tam 9 dni. Pogoda była przepiękna, jedzenie przepyszne, a ludzie przemili. Miałam to szczęście, że jeszcze wtedy w Paryżu nie było żadnych zamieszek i panował spokój.
Paryż ma swój urok osobisty nie do podrobienia. Nie bez przyczyny jest jedną z najchętniej odwiedzanych stolic europejskich. Mimo to, nie raz słyszałam, że w Paryżu jest brudno, nie ma co robić i, że ogólnie rozczarowuje (tzw. syndrom paryski, słyszeliście o tym?). Mnie takie rozczarowanie nie dopadło, a wręcz przeciwnie. Uważam, że w stolicy Francji jest mnóstwo przepięknych miejsc, a także mnóstwo atrakcji – nie można tu mówić o jakiejkolwiek nudzie. Jedyne na co można ponarzekać to zdecydowanie ceny, ale przy średnich polskich zarobkach – każde państwo zachodnie można by było skrytykować w podobny sposób. Tutaj możesz zobaczyć jak spędziłam urodziny w Disneylandzie.
Dla mnie Paryż już zawsze będzie miastem miłości. W końcu to tu spędziliśmy podróż poślubną (a myśleliśmy o Malediwach, Wyspach Zielonego Przylądka itp.) i wcale tego nie żałuję!
Piękne ujęcia produktów. Ciepłe i zimowe, świateczne 🙂
Tak jak wszystko kocham co pokazałaś, tak clinique sprawia, że budzą się we mnie smutne wspomnienia z czasu jego używania. Niestety nie dla wszystkich jest on łaskawy.. ;p
Właśnie powiem Ci, że ja też muszę zmienić na jego temat zdanie. Po dłuższym czasie stosowanie – wyskoczyła mi po nim alergia 🙁
Polecam przejść na richevon jak szukasz czegoś nawilżającego ;p Sprawdź sobie skład, bo myślę, że jest wart zobaczenia ;p