Cholestaza ciążowa – czyli jak zepsuć książkową ciążę

Dzisiaj mój syn kończy rok. Wspomnienie dnia jego narodzin to najwspanialszy a jednocześnie jeden z gorszych dni mojego życia. Dlaczego? Właśnie przez tytułową cholestazę. Postanowiłam napisać ten wpis z myślą o innych kobietach, by miały świadomość, że taka choroba istnieje i jak wygląda. Chcę także zachęcić do niebagatelizowania najmniejszych (wydających się wręcz nieistotnych) objawów w trakcie ciąży oraz uczulić na funkcjonowanie służby zdrowia.

Czym jest cholestaza ciążowa?

Cholestaza ciążowa to zaburzenie funkcjonowania wątroby, które pojawia się w trakcie ciąży (zazwyczaj w 3 trymestrze – około 30 tygodnia). Polega na zastoju żółci, która zamiast zostać wyeliminowana – kumuluje się w organizmie, podtruwając sukcesywnie płód.

Przyczyną cholestazy jest zwiększona podatność wątroby na hormony płciowe tj. estrogeny i progesteron. Ich stężenie jest największe właśnie w III trymestrze ciąży. Jeśli wątroba jest osłabiona to nie radzi sobie z taką dawką hormonów i dochodzi do zastoju żółci.

Cholestaza ciążowa pojawia się mniej więcej u 4% kobiet w ciąży. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jeśli chorujesz na cholestazę w pierwszej ciąży, to zachorujesz na nią także w drugiej.

Jakie są objawy cholestazy?

Do KSIĄŻKOWYCH objawów cholestazy zalicza się świąd wewnętrznej strony dłoni oraz stóp. W późniejszym etapie może pojawić się świąd reszty ciała. Dlaczego podkreślam, że do książkowych? Ponieważ moje objawy wyglądały nieco inaczej, przez co lekarze mieli problem ze zidentyfikowaniem choroby i postawieniem diagnozy.

Skutki cholestazy ciążowej

Cholestaza ciążowa to komplikacja ciąży zagrażająca życiu dziecka. Może doprowadzić do porodu przedwczesnego, stresu płodowego, wolnego bicia serca dziecka czy obumarcia płodu.

Dla przyszłej mamy jedyną męczącą dolegliwością jest uporczywy świąd skóry.

Cholestaza jest przeciwskazaniem do zażywania tabletek antykoncepcyjnych, jako zabezpieczenia już po urodzeniu dziecka.

Jak stwierdzić, że mam cholestazę?

Gdy uporczywie zaczyna swędzieć Cię skóra i jesteś mniej więcej w trzecim trymestrze, najlepiej skonsultować się wówczas z ginekologiem i powiedzieć mu o swoim podejrzeniu cholestazy. Scenariusze są dwa: albo lekarz potraktuje sprawę poważnie i wyślę Cię na badania …albo sytuację zbagatelizuje i wtedy będziesz musiała zrobić badania na własną rękę. Z wynikami najlepiej udać się do specjalisty, ponieważ nie zawsze nie mieszczenie się w widełkach wyników oznacza nieprawidłowości. Ciąża jest na tyle specyficznym stanem, że niektóre „odchyły” będą świadczyły o tym, że ciąża rozwija się prawidłowo.

Jakie zrobić badania, by stwierdzić cholestazę ciążową?

Najważniejszym badaniem jakie powinnaś wykonać są tzw. próby wątrobowe. Badanie wykaże, czy stężenie kwasów żółciowych w Twoim organizmie wykracza poza normę.

  • Aminotransferazy (ALAT, AST)
  • ASPAT
  • Fosfataza alkaliczna (ALP)
  • Bilirubina całkowita

Jak leczyć cholestazę ciążową?

Przy cholestazie ciążowej pacjentce podaje się kwas ursodeoksycholowy (Lek o nazwie Ursopol), a także suplementy wspomagające działanie wątroby jak Essentiale Forte. Konieczne jest także przestrzeganie odpowiedniej diety (wątrobowej, lekkostrawnej). Dieta musi być tak skonstruowana, by zminimalizować ilość wydzielanej żółci do organizmu.

Moja historia z cholestazą ciążową

Pod koniec 29 tygodnia ciąży poczułam nagle, że swędzi mnie brzuch w okolicach pępka. Podrapałam się, ale uczucie swędzenia narastało, drażniąc mnie niesamowicie. Pamiętam, że ktoś zasugerował, że może robią mi się rozstępy, bo wtedy skóra robi się swędząca. Nic jednak na to nie wskazywało. Najpierw drapałam się dosyć delikatnie, ale gdy świąd robił się coraz bardziej uporczywy nie mogłam przestać sięgać ręką pod bluzkę. Drapałam się paznokciami tak mocno, że na brzuchu pozostawały szramy. Julek w brzuchu strasznie szalał, czułam, że jest niespokojny, bo dostawałam kopniaki z dużo większą częstotliwością.

Dermatolog nie pomoże…

Wtedy jeszcze nie słyszałam o czymś takim jak cholestaza. Gdy swędzenie zaczynało doprowadzać mnie do szaleństwa, a drapanie nie przynosiło ulgi postanowiłam udać się do dermatologa. Naturalne wydało mi się skorzystanie z pomocy tego specjalisty skoro problem dotyczył skóry. Przyszło mi do głowy, że może coś mnie uczuliło. Parę tygodni wcześniej byłam chora i miałam poważne zapalenie oskrzeli. Dwukrotnie wymieniałam antybiotyk. Pomyślałam, że może któryś mnie uczulił. To zresztą zasugerowała mi dermatolog, nie przyszło jej do głowy, że mogę mieć cholestazę. Coś tam rzuciła mimochodem, ale powiedziała, że to by mnie bardziej dłonie swędziały a nie brzuch. Dostałam jakieś maści, które miały łagodzić swędzenie. Nic nie pomogło.

Skierowanie do szpitala

Dwa tygodnie później miałam umówioną wizytę u ginekologa. Nie przyspieszałam terminu, bo jakieś tam swędzenie skóry nie wydawało mi się istotne. Co zabawne, mojemu ginekologowi również (ale o tym potem). Wieczorem przed wizytą pojawiło mi się plamienie. Pamiętam, że nie panikowałam, bo podobna sytuacja miała miejsce w 6 tc i lekarz zalecił mi wówczas branie Duphastonu wraz z Nospą. Plamienie nie było wielkie, więc postanowiłam poczekać do rana. Zwłaszcza, że w szpitalu pouczyli mnie, że jedynie krwawienie wymaga pilnej interwencji.

Na wizycie powiedziałam ginekologowi o swędzącym brzuchu, ale śmiał się, że jak coś przeszkadza to trzeba wyciąć. Żarciki. Robił dalszy wywiad i gdy powiedziała o plamieniu to spoważniał i kazał mi natychmiast udać się do szpitala. Wypisał mi skierowanie i chciał odesłać mnie tam karetką, ale udało mi się przekonać go, że lepiej będzie jak wezmę z domu rzeczy wraz z dokumentacją medyczną i pojadę tam z mężem.

Diagnoza: „cholestaza ciążowa”

W szpitalu lekarz zbadał mnie bardzo dokładnie. Spytał z jakiego powodu zostałam skierowana na oddział. Powiedziałam, że miałam wieczorem niewielkie plamienie. Ginekolog zrobił zdziwioną minę i powiedział, że wszystko jest w porządku, prawdopodobnie pękła jakaś krwinka. Trochę kręcił nosem i zastanawiał się co ze mną zrobić. Gdy się ubierałam to rzuciłam tak na odchodne „no i skóra mnie trochę swędzi, ale to chyba nie jest istotne”. Lekarz w odpowiedzi wybałuszył oczy, kazał mi usiąść i z poważną miną powiedział „to proszę Pani właśnie jest problem, nie jakieś plamienie”. Natychmiast kazał pobrać mi krew i zrobić próby wątrobowe, po czym wpisał w podejrzeniach „cholestaza ciążowa” i skierował mnie na oddział. Kazał liczyć mi na bieżąco wszystkie ruchy dziecka, przejść na dietę wątrobową i robić co chwila KTG. Nie ukrywam, że przeraziłam się takim nagłym obrotem sprawy. Położyłam się do łóżka i czekałam co przyniesie kolejny dzień.

Rano pobrali mi ponownie krew, bo dnia poprzedniego nie do końca byłam na czczo. Przyszły jednak pierwsze wyniki, które były niepokojąco podwyższone. Lekarz przyszedł do mnie na rozmowę i powiedział, że według niego mam cholestazę ciążową, mimo, że nie swędzą mnie dłonie i stopy. Z racji tego, że był to 32 tydzień ciąży i istniało ryzyko indukcji porodu, szpital w którym przebywałam nie mógłby mnie tam zostawić. Przygotowany był na przyjmowanie wcześniaków dopiero od 34 tygodnia. Brakowało u nich odpowiedniego sprzętu medycznego.

Przeniesienie do innego szpitala

Wyniki z kwasami miały przyjść dopiero nazajutrz. Lekarz, który sprawował nade mną pieczę, obdzwonił wszystkie szpitale dookoła z zapytaniem czy są w stanie przyjąć mnie w 32 tygodniu ciąży i ewentualnie wywołać w takim stadium poród. Jeden ze szpitali wyraził zgodę. Zostałam do niego przeniesiona w ciągu 1,5 h. Na wyniki kwasów miałam czekać już tam.

W szpitalu, do którego mnie przeniesiono, pobrali mi ponownie krew, od razu podali Ursopol i założyli kroplówki witaminowe. Pod kroplówką siedziałam nieustannie, bo z założenia miała mi przepłukać organizm. To był czas, kiedy swędzenie doprowadzało mnie do szaleństwa. Potrafiłam wyć i błagać o pomoc, by ktoś choć na chwilę mi ulżył. Drapałam się do krwi, a gdy brzuch goił się i pojawiały się na nim strupki, to mimowolnie zrywałam je ponownie. Tylko ból potrafił uśmierzyć swędzenie. Wierzcie lub nie, ale w tym przypadku zdecydowanie wolałam ból.

Wyobraźcie sobie, że coś Was swędzi, tak bardzo, że nie możecie przestać o tym myśleć. Nie możecie skupić się na niczym i jedyne myśli krążą wokół tego swędzącego miejsca, żeby tylko się podrapać. W końcu! Udało się! Drapiecie się, żeby w końcu ulżyć swojej skórze, a to swędzenie wcale nie ustaje. Cały czas swędzi tak samo albo i mocniej. Tak się właśnie czułam przez 7 tygodni.

Cholestaza czy nie cholestaza?

Spędziłam tydzień pod kroplówkami, stosując się ściśle do diety, łykając tabletki jedna za drugą. Raz było lepiej, raz gorzej. Długie godziny spędzone pod KTG męczyły mnie niemiłosiernie. Do tej pory słyszę w głowie ten charakterystyczny tłuczący dźwięk aparatury. Pielęgniarki budziły mnie w nocy kilka razy, by zbadać puls. To też zostało mi w pamięci. Zimny żel, który na dodatek wzmagał swędzenie uszkodzonego naskórka i dotykanie brzucha z każdej strony, bo Syn potrafił się tak wiercić, że nie można było znaleźć pulsu.

Kwasy przyszły podwyższone. Wyniki nie były satysfakcjonujące, ale po tygodniu spotkałam się z Ordynatorem, który specjalizował się w ginekologii i położnictwie. Powiedział mi, że moje wyniki nie są dobre, najwyraźniej moja wątroba nie funkcjonuje prawidłowo, ale według niego nie mam cholestazy, bo nie mam charakterystycznego objawu takiego jak swędzenie dłoni i stóp, tylko swędzi mnie brzuch. Wypisał mnie do domu i kazał udać się do dermatologa.

Wiecie… ja się z jednej strony bardzo cieszyłam. No super wiadomość, że nie jestem chora! Tylko, że ja czułam, że coś jest nie tak. Wyniki się nie polepszyły, a ja przecież cały czas byłam w szpitalu pod kroplówkami i zażywałam Ursopol, więc siłą rzeczy musiałam się tam trochę lepiej czuć.

Swędzące dłonie i stopy

Parę dni po wyjściu ze szpitala umówiłam się na prywatną wizytę u ginekologa, żeby zrobić sobie USG w III trymestrze. Od kiedy przestałam brać leki, które podawali mi na oddziale, mój stan tragicznie się pogorszył. Brzuch swędział mnie coraz bardziej, wydrapany już był niemal do wysokości piersi, no i… zaczęły swędzieć mnie stopy i dłonie. Tak. Objaw, który miał się pojawić jako pierwszy, pojawił się, gdy było już tragicznie. Ginekolog natychmiast zlecił mi wykonanie badań: znowu krew i kwasy.

Dwa dni później dostałam alert od ginekologa, wiadomość prywatną z wykrzyknikami, że mam się natychmiast w tej minucie udać do szpitala, bo wszystko co możliwe jest drastycznie podwyższone. Postawił mi diagnozę: cholestaza ciążowa. Przy okazji dostałam ochrzan, że ja w ogóle nie powinnam opuścić poprzedniego szpitala, ale co ja poradzę jak mnie wypisali sami.

Powrót do szpitala

Zgłosiłam się do szpitala, w którym przebywałam na samym początku. Tam czułam, że traktują mnie poważnie i mogą mi pomóc. Zresztą był już 34 tydzień ciąży, więc spokojnie mogli przyjąć poród. Działania, jakie lekarze podjęli były podobne do dotychczasowych w szpitalu, z którego mnie wypisali. Zwiększyli jednak częstotliwość badań krwi. Lekarz ze mną często rozmawiał i omawiał wszystkie wyniki na bieżąco. Byłam świadoma z czym mam do czynienia i jak będzie wyglądało leczenie.

Dla bezpieczeństwa mojego dziecka zmuszona byłam pozostać w szpitalu samego końca. Lekarz uprzedził mnie, że poród będzie indukowany, tylko musimy dotrwać przynajmniej do 37-38 tygodnia, żeby dziecko miało szansę pobyć w brzuszku i się lepiej rozwinąć.

Poród przy cholestazie ciążowej

Pamiętam ten ciąg zdarzeń jak dziś. W piątek wieczorem poszłam na badanie USG i mierzenie bioder, bo w poniedziałek miał minąć długo wyczekiwany 38 tydzień ciąży i miałam powitać na świecie swojego synka. Po badaniu przyszedł czas na KTG i mierzenie pulsu, po czym położyłam się spać, bo nie chciało mi się nawet jeść kolacji. Przez parę godzin przerzucałam się z boku na bok, żeby tylko nie dotykać brzucha, bo zaczynał swędzieć coraz mocniej. W końcu drapałam się jak opętana. Brzuch swędział mnie mocniej niż zwykle, do tego doszły dłonie i stopy i w zasadzie całe ciało. Drapanie obudziło leżącą obok mnie dziewczynę, która trafiła na salę parę godzin wcześniej. Spojrzała na mnie i powiedziała „słuchaj, chyba strasznie Ci się pogorszyło, niedobrze to wygląda” po czym zasnęła z powrotem. Na korytarzu nie było pielęgniarek, więc postanowiłam walczyć do rana. Polewałam ciało wodą, masowałam ręcznikiem. Nad ranem udało mi się zasnąć.

Jednak cięcie…

Około godziny 8.00 w sobotę szybkim krokiem wszedł do mojej sali lekarz. Jedną nogą wchodził, drugą wychodził. Krzyknął tylko „Pani Solarek, będzie cięcie, wyniki kwasów bardzo poszły w górę”. Jak go zapytałam, kiedy to cięcie, a on odpowiedział „no już” to przysięgam, że świat mi się zatrzymał. Byłam nastawiona na to, że będę rodzić naturalnie, na dodatek w poniedziałek, a lekarz mi mówi, że będę mnie ciąć i to ZARAZ. Udało mi się wysłać do mojego Rafałowi wiadomość o treści „Natychmiast przyjedź.” – po czym udałam się na sale operacyjną w koszuli z miętowego operacyjnego materiału, ubraną tył na przód. Położna śmiała się z tego, ale pomogła mi przerzucić koszulę i się uspokoić.

Podano mi znieczulenie, które sprawiło, że nie czuł nic od pasa w dół i myślałam, że moje nogi zostały amputowane. Dostałam także antybiotyk i założyli mi cewnik. Po antybiotyku czułam jakbym się paliła. Zrobiło mi się niedobrze, kręciło mi się w głowie i myślałam, że zwymiotuję a zaraz potem zemdleję. 30 minut później na świecie był już Julian.

Julian dostał 10/10 punktów i był zdrowy jak ryba. Nawet nie wiecie, ile ta informacja zmieniła w moim życiu. Do tej pory żyłam w strachu o jego życie, liczyłam każde ruchy i martwiłam się o przyszłość. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek przeżywał to, co ja. Dlatego jeśli tylko macie jakieś objawy cholestazy to weźcie to sobie do serca i zróbcie badania. Nawet dwukrotnie i skonsultujcie z różnymi lekarzami. Jak widzicie, nie każdy jest tak pomocny.

Po porodzie świąd ustał jak ręką odjął.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *